- Cholera. - Syknęłam pod nosem i w ostatniej chwili
złapałam jedną ręką smycz, a drugą trzy torby z zakupami.
Właśnie teraz żałowałam tego, że postanowiłam za jednym
razem zrobić naprawdę duże zakupy i zabrać szczeniaka na spacer. Byłam
załadowana ciężkimi siatkami, które zaczęły doskwierać moim obolałym rękom i
plecom.
Zatrzymałam się na moment, by nie wypuścić z ręki zakupów.
Postawiłam torby na chodniku i lepiej złapałam smycz, po czym znowu wzięłam w
lewą dłoń zakupy, a czując czyjąś dłoń na swoim ramieniu, obróciłam głowę, by
dowiedzieć się kto akurat teraz czegoś ode mnie chcę. A widząc tą znajomą twarz
wypuściłam wszystkie torby, które na szczęście ocalały. Niestety tylko one, bo
moje serce umarło, nie widząc na jego ciemnej czuprynie blond pasemka,
symbolizującego miłość do mnie.
- Cześć, Pezz. - Odezwał się po kilku sekundach i uśmiechnął
się lekko, zagryzając dolną wargę. Mimowolnie spojrzałam na jego usta i miałam
ochotę wpić się w nie, zapomnieć o wszystkim, pamiętać tylko o tym. Mimo to czułam
odrazę do niego, po słowach, które zostały wypowiedziane do mnie i po prostu
mnie obraziły, a jeszcze bardziej zraniły, bo powiedział to właśnie on.
Człowiek tak bliski mojemu sercu.
- O, hej, Zayn. - Moje serce krwawiło, bezlitośnie bolało i
krzyczało z rozpaczy, ale wysiliłam się na nikły uśmiech w stronę Malika.
Czułam, że moje oczy są przygaszone i najchętniej zaczęłyby wylewać z siebie
litry łez, ale jednak starałam się to ukryć.
Już chciałam coś powiedzieć, cokolwiek, by tylko przerwać to
niekomfortową dla mnie ciszę, ale szczeniak w tej samej chwili wyrwał się, wraz
ze smyczą i rzucił się na mulata, nie wiem jakim cudem, ale omal go nie
przewrócił. Wiedziałam, że chłopak zawsze bał się psów i przez chwilę naprawdę
chciałam, żeby mój nowy pupil go zjadł. Ale jak na złość jakiś głos w mojej
głowie nie dał mi się na to doczekać.
- Zerrie, przestań! - Wyrwało się z moich ust, a wtedy Zayn
gwałtownie uniósł głowę, zabrał dłoń z puchatej głowy psiaka i spojrzał wprost
na mnie. Nie wierzyłam, że to powiedziałam i również podniosłam na niego wzrok.
Głośno przełknęłam ślinę i zagryzłam wargę, czując, że moje policzki pokrywają
się więcej, niż czerwienią. Odczuwałam nagłą potrzebę ucieczki, lub zapadnięcia
się pod ziemię. Po prostu chciałam zniknąć.
- Zerrie? - Chłopak zmarszczył czoło i uśmiechnął się
nonszalancko, ale pomimo to zauważyłam, że był zaskoczony, tyle, że próbował to
ukryć. Tak jakby chciał pokazać, że wie, że ta głupia, drobna blondyneczka,
jaką jestem ja wciąż go kocha. Wzruszyłam obojętnie ramionami i pokiwałam
głową. - Dlaczego? - Malik zmarszczył brwi i złapał smycz szczeniaka.
- Po prostu... po prostu to imię mi do niego pasowało. Nic
więcej, nic... - Zaśmiałam się nerwowo, a w tym samym czasie Zayn uniósł brew,
nie dowierzając mi w to co teraz wymyśliłam. - Nie sądzisz? - Mruknęłam przez
stres, nie kontrolowałam siebie, potrzebowałam ratunku.
- A ty nie sądzisz, że musimy porozmawiać? - Już otworzyłam
usta, by się sprzeciwić, ale mulat był szybszy. - Tak, mamy o czym i nawet nie
próbuj się wymigać, ok? - Zmrużył oczy i wziął do ręki moje reklamówki, po czym
podał mi smycz, razem z Zerrie. - Chodźmy do mni... - W tej chwili spojrzał na
szczeniaka. - Do ciebie? - Mocno zagryzłam wargę i poczułam w ustach smak krwi.
- Ale.. ale ja.. no bo ja... Właśnie, szłam do... - Zayn
uniósł brwi, a ja cicho westchnęłam. - Dobrze, chodźmy do mnie. - Mruknęłam i
ruszyłam przed siebie. Chociaż był teraz za mną i go nie widziałam, po prostu
czułam, że zwycięsko się uśmiecha.
Pomimo tego, że wczoraj Malik tak strasznie mnie obraził i
powiedział mi prosto w twarz, że jestem skończoną idiotką i kompletnym zerem,
to teraz siedzieliśmy u mnie w salonie jak gdyby nigdy nic. To mnie
przytłaczało. Czułam do niego jakąś urazę, ale nie mogłam go spławić, bo przecież
spędziłam z nim dużo czasu i wiem, że on zasługuje na choćby głupią rozmowę. Z
mojego serca kapały ostatnie krople krwi, ale ten ból nie był nieznośny tak
bardzo, jak to pieprzone uczucie, że Zayn siedzi ode mnie kilkanaście
centymetrów, a ja nie mogę go przytulić. Czy go kochałam? Tak, bardzo. Tak
naprawdę nigdy nie przestałam go kochać. Chociaż tak bardzo chciałabym mu teraz
powiedzieć, że nic dla mnie nie znaczy to chyba nie potrafię. Zbyt wiele dla
mnie znaczy.
- Więc... nie rozumiem o czym chciałeś rozmawiać? - uniosłam
brwi, wzdychając cicho. Zawsze wszyscy powtarzali mi, że jestem silną,
wspaniałą kobietą z przyszłością. Teraz chcę to udowodnić. Chcę mu pokazać, że
w tej przyszłości nie ma miejsca dla niego. Malik zagryzł wargę i spojrzał na
mnie, uśmiechając się nieco sztucznie. - No słucham..? - założyłam ręce na
piersi i wygodniej ułożyłam się na kanapie.
- No bo Perrie... Wczoraj zachowałem się jak skończony
idiota. Nie wiem co się ze mną stało... - aha, więc po prostu chce przeprosić
za to co powiedział. Kiwnęłam głową na znak, że ma racje. Był skończonym
idiotą. - Ja chciałem cię przeprosić... To, że nie jesteśmy razem, a ty
kwitniesz po prostu trochę mnie wyprowadziło z równowagi. Naprawdę widać, że
zaczęłaś o siebie dbać, a ja... - westchnął cicho i zmarszczył czoło.
Co ja mu miałam powiedzieć? Że wszystko jest okej, że mu
wybaczyłam, żebyśmy zajęli się swoimi sprawami? Nie wiedziałam co się ze mną
dzieje, ale musiałam mu to powiedzieć. Musiałam to zrobić. Teraz, albo nigdy.
Wybrałam tą pierwszą opcje, mimo to, że to może być najgorsza rzecz jaką
kiedykolwiek zrobiłam.
- Zayn? Kpisz sobie ze mnie? - prychnęłam pod nosem i
pokręciłam głową. - Ty nic nie wiesz... Radzę sobie? Przed kamerami? Owszem,
ale tylko wtedy... Zakładam maskę uśmiechniętej, wesołej dziewczyny, która
cieszy się życiem... - mruczałam, ale zaczęłam mówić coraz głośniej. - Kurwa,
Zayn, gdybyś ty wiedział ile ja łez przez ciebie wylałam.. Odszedłeś,
zrozumiałam... Ale myślisz, że to zaakceptowałam? - Malik z niedowierzania otworzył
szerzej oczy, a rysy jego twarzy łagodniały. - Zayn, ja cię tak bardzo kocham,
najmocniej na świecie. A kiedy mnie zostawiłeś... Tak z dnia na dzień
odszedłeś... To tak strasznie bolało, wiesz? Wciąż boli... - schowałam twarz w
dłoniach, a po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
- Perrie, Perrie, tylko nie płacz... - poczułam, że chłopak
objął mnie jednym ramieniem, więc ja mocno się w niego wtuliłam i rozpłakałam
na dobre. - Nie płacz, spokojnie, cichutko, Pezz... Już wszystko jest dobrze,
uspokój się, Perrie. - Zayn pocałował mnie we włosy, a ja szybko się od niego
odsunęłam. Źle zrobiłam, że mu powiedziałam, bardzo źle...
- Myślę, że powinieneś już iść. Chciałeś porozmawiać,
przeprosiłeś, a to co powiedziałeś wczoraj... to nic takiego... A teraz idź już,
dobrze? - szybko otarłam z policzków łzy i spojrzałam na niego załzawionymi
oczami. Malik był zupełnie zagubiony i zaskoczony, niczym mały chłopiec, który
gdzieś zapodział ulubiony samochodzik. -
Proszę...
- Nie... - zmarszczyłam czoło, po tym jak to powiedział i
westchnęłam cicho, po czym otworzyłam usta, chcąc już coś powiedzieć, ale Zayn
był szybszy. - Nigdzie nie idę, póki czegoś ci nie powiem. Jestem zakochany...
Ta dziewczyna jest wspaniała i ona też mnie kocha, wiesz? - mulat uniósł brwi,
a ja pokręciłam głową.
Jak on mógł? Coś we mnie pękło. Nie mogłam tego słuchać.
Przed chwilą powiedziałam mu, że kocham go, że cholernie go kocham, a on teraz
opowiada mi o jakiejś dziewczynie?! Mam ochotę go stąd wyrzucić. I to właśnie
zrobię. Pieprzony cham i prostak.
- Wyjdź stąd! - krzyknęłam i zacisnęłam zęby. Byłam zła do
granic możliwości. Nie mógł stąd wyjść? Mówiąc głupie 'cześć' zraniłby mnie
mniej niż zaczynając temat jego nowej miłości.
- Co?! Perrie, nie! Ja kocham ciebie, rozumiesz? Jesteś
wszystkim co mam i chcę cię odzyskać... Nigdy więcej nie chcę cię zostawić...
Niech będzie tak jak dawniej, Pezz... Kocham cię. - moja twarz złagodniała i
chyba Zayn to zauważył, bo położył dłoń na moim policzku i delikatnie musnął
moje usta swoimi. Nie stawiałam oporów, po prostu odwzajemniłam pocałunek.
Teraz nic oprócz jego nie miało najmniejszego znaczenia.
Kocha mnie. To się teraz liczy.
Im śmielej jego język
figlował z moim tym bardziej jego słowa docierały do mnie i zagnieżdżały się we
mnie. Nazwał mnie łatwą z zazdrości, teraz to miało sens. Co prawda nigdy nie
przyszłoby mi do głowy, że Zayn może zniżyć się do takiego poziomu, do poziomu
obrażenia kobiety. Był dla mnie człowiekiem z pewnymi zasadami i granicami do
których mógłby się posunąć, a które z pewnością nie uwzględniały wyzywania od
dziwek byłych dziewczyn które wciąż kocha. Wciąż kocha…
Czy był jakikolwiek sens w analizie wczorajszego dnia i
doszukiwaniu się powodów przez które w ogóle doszło do owej nieprzyjemnej
sytuacji między nami? Odpowiedź jest prosta – oczywiście, że nie.
Czy mu wybaczyłam? Cóż, on nagiął swoje zasady, ja moje też
mogę.
Delikatnie przygryzł moją wargę i przerwał pocałunek, jednak
wciąż się nie oddalał, odgarnął mój zadziorny kosmyk włosów za ucho po czym
delikatnie pogładził po policzku. Przymknęłam powieki czując jak pod wpływem
jego dotyku przebiega po mnie przyjemny dreszcz. Czy tak właśnie czują się
osoby które po długim odwyku wracają do nałogu? Stopniowo narastająca euforia
przyprawiająca o motylki w brzuchu wypełniająca całą tą pustkę? Jeśli tak, to
właśnie wróciłam do nałogu i nigdy więcej nie odejdę na odwyk.
- Jest… Jest okej? – wychrypiał wciąż gładząc moją rozgrzaną
skórę.
- Mhm. – przełknęłam ślinę. – Wszystko jest jak najbardziej
okej. – odchyliłam powieki i spojrzałam na niego łagodnie. – Po prostu nie
odchodź, już nigdy nie odchodź. – głos mi zadrżał.
- Perrie? – brunet to wyłapał.
- Nie, nie Perrie. – odciągnęłam jego rękę, aczkolwiek nie
puściłam jej. - Czy ty pojmujesz jak cholernie ciężko mi było? Jesteś całym
moim światem, jesteś powodem dla którego budzę się, przeżywam każdy dzień, a
potem zasypiam. I nawet kiedy cię nie było to właśnie ty, wspomnienie o tobie i
to jak prawdziwy był ból po twojej stracie dawało mi siłę. Tylko, że po pewnym
czasie zaczynałam zapominać najważniejszego. Zaczynałam zapominać jak to było
czuć twój dotyk na mojej skórze, jak to było móc całować cię i kochać się z
tobą, zaczęłam zapominać jak to jest rozmawiać z tobą. Wciąż jednak miałam to
nieodparte, zasrane wrażenie, że jesteś blisko i mogę na tobie polegać, wyżalić
ci się i przytulić się do ciebie po ciężkim dniu. A to mnie niszczyło,
świadomość, że cię nie ma podczas gdy nieodparcie wmawiałam sobie, że jesteś.
Wmawiałam to sobie, a traciłam wspomnienia które były, które wciąż są dla mnie
wszystkim… - płakałam. Znowu płakałam.
Ręka bruneta którą cały czas ściskałam kurczowo w swojej drobnej przyciągnęła
mnie do siebie i objęła mocno.
- Nigdzie nie idę, Pezz. Nie opuszczę cię, obiecuję. –
oparłam głowę na jego klatce piersiowej pozwalając mu gładzić się delikatnie po
plecach.
- Dlaczego… - wychrypiałam w jego koszulkę. – Dlaczego
odszedłeś?
Minęła krótka chwila zanim odpowiedział.
- Zrobiłaś w życiu kiedyś coś czego cholernie żałowałaś? Coś
takiego co kompletnie je odmieniło? – otarłam ostatnią łzę, i zmieniłam
położenie tak by wciąż być tak blisko Zayna jak tylko się da, ale żeby widzieć
jego twarz. Z zamyśleniem wymalowanym na twarzy wpatrywał się w ścianę jak
gdyby znała odpowiedź na każde nurtujące go pytanie.
- Nie wiem… - odpowiedziałam zupełnie szczerze. Czy zrobiłam
kiedykolwiek coś takiego? Wczoraj myślałam, że żałuję iż dałam sobie szansę na
spotkanie z Malikiem, jednak jak się okazało to wcale nie był błąd. – Naprawdę
nie wiem. Są rzeczy których żałuję, ale życie daje nam szansę doświadczania.
Chcę doświadczać, nawet gdybym czasem miała czegoś żałować. W końcu uczymy się
na błędach, prawda? Nie popełniając ich niewiele z życia wyciągniemy… Ale chyba
nie doświadczyłam jeszcze niczego co miałoby wpływ na całokształt mojego życia.
Pomijając X-Factor, ale tego w najmniejszym choćby stopniu nie żałuję.
- Życie to nieustająco kręcące się koło, Pezz. Nawet jeśli
po prostu siedzi się na kanapie nic nie robiąc coś się dzieje, coś się zmienia.
Jedna nieprzemyślana decyzja miała wpływ na kolejną decyzję, nie zrobiłaś nic
nie tak. Mówiąc, że rozstanie jest twoją winą uniosłem się. – spojrzał na mnie
czule. – Za co przepraszam.
Uśmiechnęłam się do niego delikatnie unosząc dłoń w górę by
móc dotknąć jego policzka pokrytego niedokładnie ogolonym zarostem.
- Każdy popełnia błędy. – wzruszyłam ramionami. – A jeśli
chodzi o mnie… „Wszystko będzie dobrze na końcu, a jeśli nie jest dobrze to znaczy,
że to jeszcze nie koniec”. – Zayn odwzajemnił mój uśmiech, naprawdę szczerze.
- Kocham cię Perrie, naprawdę cię kocham. – ujął moją dłoń.
- Na zawsze? – zapytałam cicho.
- Na zawsze. – odparł energicznie zmieniając pozycję.
Poczułam jak wysuwa się spode mnie, głowa opadła mi na miękki zagłówek kanapy,
jego szczupłe silne ciało znalazło się nade mną co spowodowało, że delikatnie
przygwoździł mnie do kanapy. Oddech uwiązł mi w gardle i nie miał szansy się
już z niego wydostać, ponieważ moje usta miały inne zajęcie, ciekawsze niż
oddychanie. Zarzuciłam mu ręce na kark, mocno się go chwytając. Zaczynałam
tracić oddech przygnieciona jego pocałunkami, ale nie przeszkadzało mi to, na
oddychałam się kiedy go nie było. Zostałam mocno poderwana z kanapy, bez oporów
podniósł mnie nie przerywając pocałunku. To zawsze mnie zaskakiwało, jak Zayn
Malik, sama skóra i kości potrafi podnieść mnie bez zająknięcia. Uchwyciłam się
go mocniej. Wiedziałam gdzie idziemy i podobało mi się to.
Wraz z Zaynem opadłam na łóżko, górował nade mną, z zabójczą
siłą przyciskając swoje usta do moich, na oślep pozbył się mojej koszulki.
Zatrzymał się na chwilę, dostrzegłam cień łobuzerskiego uśmiechu.
- Jesteś pewna? – zapytał półleżąc na mnie okrakiem.
Zaśmiałam się.
- A czy kiedykolwiek musiałeś pytać o zdanie?
- Co prawda to prawda. – uśmiechnął się pochylając się nade
mną. Założył namiętny pocałunek na moich wargach, aczkolwiek jego usta miały
inne plany. Musnął moją żuchwę, następnie zanurzył się w zagłębieniu szyi.
Odrobinę łaskotał mnie jego szorstki policzek. Delikatnie zassał moją skórę.
Sięgnęłam dłońmi do jego koszulki, trochę niezdarnie zdzierając ją z niego.
Podniósł się odrobinę, ściągnął ją z ramion i rzucił w kąt pokoju. Już nachylał
się nade mną aby powrócić do pieszczot, jednak powstrzymałam go. Oparłam się na
łokciu i spojrzałam na niego z dołu. Sięgnęłam dłonią do jego nagiego torsu i
pogładziłam go lekko.
- Jesteś piękny. – mruknęłam wywołując na jego twarzy
zniewalający uśmiech.
- Przy tobie jednak jestem niczym, Pezz. Jesteś definicją
piękna. – pochylił się całując moją pierś. W następnej sekundzie nie miałam już
stanika. - Czy to by było egoistyczne gdybym powiedział, że tęskniłem za tym? –
mruknął, przyglądając się z uśmiechem mojej twarzy.
- Poniekąd. – zaśmiałam się rozkoszując się chwilą. – Jednak
nie odbiorę tego jako oznaki egoizmu, jutro wymienisz mi wszystkie inne powody
dla których ci mnie brakowało. Teraz pozwól mi pokazać chłopakowi który jest
dla mnie wszystkim jak bardzo go kocham. – energicznie odwróciłam się powalając
go na plecy. Zamieniliśmy się rolami, teraz to ja uśmiechałam się z
satysfakcją, Zayn wyglądał na zaskoczonego.
- A jak bardzo? – uśmiechnął się łobuzersko. Pochyliłam się
odrobinę drżąc, przed każdym aktem w łóżku z nim byłam zdenerwowana.
- Najbardziej. – mruknęłam i sięgnęłam do rozporka jego
spodni.
~*~
Mamy rozdział I. Mamy nadzieję, że się spodoba.
Gorąco dziękujemy i prosimy o komentarze!
Do zobaczenia przy dwójce. x